niedziela, 27 maja 2012

Kubota Cup

Co prawda od „Kubota cup” minęło już trochę czasu, ale dopiero teraz gdy emocje już opadły można obiektywnie spojrzeć na to co wydarzyło się w ten cudowny kwietniowy weekend. Dla większości uczestników Kubota trwała 2-3 dni. Dla nas, organizatorów, zaczęła się dużo wcześniej. Już na przełomie marca i kwietnia rozpoczął się dla nas niespodziewany wyścig z czasem. Był to okres walki z nierówną nawierzchnią, schnącymi wylewkami, zaprawami i wszystkim co można użyć do łatania boiska, ale przede wszystkim był to czas walki z pogodą. Mimo że huk uderzających o nawierzchnie dłut i majzli przeszywał powietrze przez blisko dwa tygodnie, nie mogliśmy być do końca pewni, że uda się nam wszystko zapiąć na ostatni guzik. Szczególne podziękowania należą się tu Nosalowi, bo to on odpowiadał za dobór i przygotowanie materiałów. Tak naprawdę nie sposób tutaj kogoś jeszcze wyróżnić, bo każdy dał z siebie sto procent. I efektem tego była tak znaczna poprawa nawierzchni. Ale organizacja Kuboty to nie tylko przygotowanie boiska. To także dziesiątki spotkań, tysiące idei , setki piw i telefonów, ale dla nas przede wszystkim była to możliwość  sprawdzenia   czy wspólnymi siłami jesteśmy w stanie zorganizować coś fajnego. To takie swoiste przetarcie przed organizacją przyszłych imprez wszelakiej maści. Teraz, po tej przesiąkniętej narcyzmem autoreklamie, czas na relacje z samego turnieju.


Piątek  
Piątek sam w sobie nie był stricte dniem turniejowym, ale Ci którzy przybyli wcześniej do Krakowa mieli możliwość śledzenia na żywo ceremonii losowania grup, która miała miejsce w Cafe Kolory. Wszystko odbyło się w klasycznym PZPNowskim stylu: doskonała oprawa muzyczna i świetlna, przemyślane kreacje losujących i prowadzących, perfekcja na każdym kroku itd. itp. Niestety mimo wszelkich starań nie udało nam się uczynić tego widowiska aż tak obciachowym jak jego pierwowzory, tak czy inaczej wszystkim gwiazdom tego wieczoru należą się brawa i podziękowania za podjęcie wyzwania.

fot. Pat
 Sobota:
Sobotnia część turnieju, zgodnie z bike polową tradycją,  zaczęła się punktualnie ( wtajemniczeni wiedzą o czym mowa, a Ci nie wtajemniczeni już na pewno domyślili się o co chodzi ). W ciągu całego dnia stało się tak wiele, że szaleństwem byłaby próba relacjonowania tego w całości, ale można chociaż pokusić się o wspomnienie  kilku wydarzeń, które najmocniej zapadły nam w pamięci. O szczęściu w nieszczęściu może mówić Ząbek: co prawda stracił zęba, ale w zamian zyskał nową ksywę o której wszyscy będą pamiętać... iście holywoodzkie zakończenie :D. Na uwagę zasługuje też postawa Adama z drużyny „Poloski”. Żadnych problemów nie sprawiało mu jednoczesne granie i pokrzykiwanie na Staszka i Mario. Chłopaki zresztą byli dla niego pełni podziwu i w sposób niespotykany na Polfie przyjmowali wszystkie uwagi na klatę. Na sam koniec dnia najbardziej wytrwali mieli możliwość posłuchania występu Tony Bitu w klubie Migawka. Koncert wywarł szczególnie duże wrażenie na Balcerze, który niesiony oklaskami publiczności wyszedł na scenę i wykonał swój popisowy freestyle'owy numer „Życie na Polfie”. Kto nie słyszał, niech żałuje :) Na szczęście nad uwiecznieniem wszystkich tych niezwykłych chwil stale czuwała ekipa jestywysoko.com! Wielkie dzięki chłopaki , pełen „szacun”!
fot. Sonia Kozińska
fot. Sonia Kozińska
fot. Sonia Kozińska
fot. Sonia Kozińska
 Niedziela: 
Wciąż ogłuszeni sobotnią imprezą gracze z samego rana rozpoczęli rozgrywki, z meczu na mecz w trudach odzyskując świeżość. Na pewno pomógł w tym deszcz, który orzeźwiał wszystkich zgromadzonych od samego rana. Podczas decydujących meczy nikt nie zważał na deszcz i śliską nawierzchnie. Nikt nikomu nie odpuszczał. Dzięki temu, udziałem wszystkich kibiców stał się festiwal najprzeróżniejszych wywrotek, poślizgnięć i upadków. Uprzedzając wypowiedzi sceptyków: nie, nikomu nic się nie stało. Całe niedzielne widowisko było pełne dramaturgi. Warto wspomnieć o niezwykle dramatycznym i rozstrzygniętym przez golden goal meczu Relax Team z Poloskami, gdzie cały show swym nadzwyczaj efektownym upadkiem okrasił Madej. Pełen emocji był także finał gdzie Apollo 3 dzielnie stawiało czoła niemieckiej drużynie Die Eiernacken. Na każdy gol Niemców mistrzowie polski odpowiadali natychmiastowo. Finał zakończył się jednak zwycięstwem  Die Eiernacken w stosunku 3:2, i to oni mogli wznieść w górę złote kuboty. Drugie miejsce zajęło Apollo 3, a na ostatnim stopniu podium zabunkrowała się krakowsko-warszawska kombinacja Jah Jah City. Najlepszym graczem turnieju został Adam z Berlina, a  Najlepszą dziewczyną na boisku okazała się Gitti,  także z Berlina.  Afterparty po turnieju w Ambasadzie Śledzia, mimo bardzo europejskiej obsady, miało bardzo słowiański przebieg. A o tym jak bardzo było fajnie może świadczyć postawa Tonego Makaronego który żył  na Polfie jeszcze bez mała tydzień i grał w polo że ha.
Ogarniacze Kamil i Kuba, fot. Doktor
fot. Doktor
fot. Doktor
fot. Doktor
fot. Doktor
 
fot. Pat
fot. Pat
Die Eiernacken - 1 miejsc. fot Pat
Apollo - 2 miejsce, fot. Pat
Jah Jah City - 3 miejsce, fot.Pat Wyniki faza grupowa:
Wyniki faza pucharowa:

Zapraszamy także do oglądnięcia relacji z turnieju stworzonej przez ekipe jestywysoko.com! 
Relacja mistrz, jaram się fest i było najwyżej!: